środa, 21 marca 2012

Podatki, czyli jak państwo "łupi" obywateli


Obowiązkiem każdego obywatela jest odprowadzanie daniny (podatku) na rzecz skarbu państwa. Jak wiemy, państwo ściąga od nas owe podatki w różnej formie tj. podatek dochodowy (od osób fizycznych i prawnych), podatek od towarów i usług, podatek rolny, podatek od nieruchomości, podatki lokalne, etc. Często jednak zdarza się tak, że nawet nie jesteśmy świadomi tego, że w danej sytuacji odprowadzamy określony "procent" na rzecz skarbu państwa. Oczywiście jest to rzecz naturalna, w końcu państwo musi się z czegoś "utrzymać" (budować drogi, z których wszyscy korzystamy, finansować policję, straż, wojsko, służbę zdrowia). Generalnie rzecz ujmując, redystrybuować ściągnięte od podatników fundusze na rzecz wspólnego dobra (czyli, żeby wszystkim żyło się lepiej). Państwo, a ściślej ujmując rząd, ustala stawkę podatkową (podatek dochodowy, VAT), a także rodzaj podatku tj. podatek liniowy bądź progresywny (uzależniony od poziomu dochodu w danym roku podatkowym). I tu pojawia się problem. Mianowicie, państwo szukając dodatkowych źródeł dochodu czy to na sfinansowanie konkretnego projektu czy też zmniejszenie deficytu budżetowego, wybiera najprostszą z możliwych dróg, czyli podnosi podatki. Każdy następujący po sobie rząd, zamiast uszczuplić biurokratyczną machinę pochłaniającą, co roku miliony z kieszeni podatników, robi "wszystko" tylko nie to, co powinien. Nasze wspólne pieniądze "przejadane" są przez rozdmuchaną administrację, która co roku zamiast działać sprawniej i być bardziej przyjazna obywatelom, rozrasta się do niebotycznych granic, co skutkuje zniechęceniem ludzi do przedsiębiorczości, która to właśnie ona głównie wpływa na dobrobyt państwa, w którym wszyscy żyjemy. Historia gospodarcza XIX i XX wieku dostarcza nam wiele ciekawy spostrzeżeń i wniosków. Wynika z nich, że państwo, które pobiera od swoich obywateli stosunkowo mniej podatków, działa sprawniej i efektywniej. Dokładnie przedstawia to krzywa Laffera, która obrazuje zależność pomiędzy wysokością podatków, a wpływami z ich tytułu do skarbu państwa.


Wynika z jej, że przy stawce podatkowej równej 0% (t0) i 100% (t-max), wpływy z podatków do budżetu państwa są zerowe. Przy stawce podatkowej t*, wpływy do budżetu są optymalne (największe). Natomiast stopy podatkowe (t1) i (t3) dają takie same wpływy. Zważywszy na to, że ciężko jest ustalić optymalną stopę podatkową, przy której wpływy do budżetu państwa byłyby największe, najlepiej w takim przypadku wyjść z założenia, że to właśnie stopa t1 jest tą najbardziej pożądaną. Dla przykładu warto tutaj podać sytuację Stanów Zjednoczonych z początku lat 20 XX wieku. W 1925 roku obniżono stawkę PIT z 73% do 25%, dzięki czemu dochody budżetowe z tytułu tego podatku wzrosły z 719 milionów USD w 1921 roku do ponad 1 miliarda USD w 1929 roku. Dodatkowo udział ludzi bogatych, czyli tych zarabiających ponad 100 tys. USD rocznie, w całości przychodów z podatku zwiększył się z 28% w roku 1921 do 51% w 1926. Zresztą podobnych przykładów nie musimy szukać aż za oceanem. Na naszym własnym podwórku zdarzały się podobne sytuacja, niestety w odwrotną stronę. Otóż na przykład w latach 1999-2001 polski rząd podwyższył stawkę akcyzową na wyroby spirytusowe, co oczywiście skutkowało obniżeniem dochodów budżetu państwa z tego tytułu (nie ma to jak ekspercki rząd, który na pewno wie lepiej niż "czarna masa"). 

Wysokość podatków jest sprawą bardzo ważną dla całego społeczeństwa, ale nie tylko to "dusi" polską gospodarkę. Na plan pierwszy wysuwa się biurokracja, tak, ta nieszczęsna biurokracja, która każdemu z nas  pewnie nieraz dała się we znaki. Liczby (a jak wiemy liczby nigdy nie kłamią) oraz fakty są niepokojące. Wystarczy chociażby wspomnieć o czasie potrzebnym do uzyskanie pozwolenia na budowę, który wg raportu Banku Światowego "Doing Business 2011" zajmuje w Polsce przeciętnie ponad 10 miesięcy, czyli aż 311 dni. Dla przykładu w USA wystarczy na to tylko 40 dni, a w innych państwach jak: Niemcy (100 dni), Czechy (150 dni), Grecja (169 dni) oraz nie gdzie indziej jak w Burkina Faso "zaledwie" 122 dni. Raport wspomina też, że w ostatnich latach Polska skróciła czas niezbędny do uzyskania pozwolenia na budowę zaledwie o 11 dni, podczas gdy Burkina Faso o ponad 100 dni. Polska znajduje się też w czołówce państw pod względem liczby procedur niezbędnych do uzyskania pozwolenia na budowę. W Polsce mamy ich aż 32, czyli o 8 więcej niż jeszcze w 2007 roku, podczas gdy np. USA (19), Grecja (15), a w Danii zaledwie 7 procedur. Z kolei PKPP Lewiatan twierdzi, że przedsiębiorcom w Polsce coraz trudniej jest prowadzić interesy, a liczba barier w prowadzeniu firmy wzrosła do aż 370. Z danych PKPP Lewiatan wynika również to, że szefowie przedsiębiorstw spędzają niemal  tyle samo czasu na wypełnianiu formalności urzędowych (18,8%), co na pozyskiwaniu nowych klientów (18,9%). Co ciekawe, według resortu gospodarki, koszty czystej biurokracji wynoszą nie mniej, nie więcej, jak 37,3 mld zł, czyli aż 2,9% PKB. Warto też dodać, że nasz oficjalny dług publiczny przekroczył już ponad 900 mld zł, czyli na każdego obywatela przypada prawie 25 tys. zł. Dług zaciągnięty w latach 70 XX w. przez Edwarda Gierka na rozbudowę Polski wydaje się wręcz "śmiesznie" niski w porównaniu z obecnym. Wszystkie powyższe dane są ściśle związane z podatkami, ponieważ to właśnie biurokracja pochłania niesamowite ilości pieniędzy, a jak ich zabraknie, to państwo (rząd) wybiera najprostszą drogę pokrycia deficytu budżetowego przez podwyższenie podatków. Problem w tym, że działa to tylko krótkoterminowo, a w dłuższej perspektywie prowadzi to do zubożenia społeczeństwa  i narastających nierówności społecznych.


1 komentarz:

  1. Świetne spostrzeżenie, brak wskazań w której części administracji powinny pojawić się cięcia, czekam na następne artykuły, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń